niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 2

             Następny dzień, miał być dniem wolnym. Zostały 3 dni do wyjazdu do Berlina. Enrique dał nam odpocząć, wrócić do rodziny, spędzić ostatnie godziny     w spokoju. Niestety, moje życie przewróciło do góry nogami.
Smacznie sobie spałem. Pamiętam, że śniłem o Berlinie. Widziałem, jak Xavi        po raz ostatni podnosi puchar Ligi Mistrzów, a ja po raz pierwszy mogłem go pocałować. Nie chciałem wypuszczać go z rąk. Marzyłem, żeby stał u mnie        w domu, na półce ze wszystkimi nagrodami. Z krainy snów wyrwał mnie nie kto inny jak Davi. Delikatnie ułożył się obok mnie. Czułem ciepło bijące od niego          i zapach jego ulubionego szamponu. Wciągnąłem głęboko powietrze i pozwoliłem, żeby ta woń wtargnęła do moich nozdrzy i wypełniła sobą każdą komórkę mojego organizmu.
- Cześć tato. - Szepnął.
- Cześć Davi. - Uśmiechnąłem się delikatnie. - Która godzina?
- Koło dziewiątej.
- Głodny?
- Jak wilk.
Każdy poranek był taki dziwny. Czegoś mi zawsze brakowało. Myślałem,             że chodzi o jakąś porządną kobietę, którą kochałbym. Ale teraz wiem, że to by nie pomogło. Davi wprowadził w moje życie trochę radości i pozwolił wrócić do dzieciństwa. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak nabałaganiłem w kuchni. Mąka, jajka, mleko... Wszystko to, zamiast znaleźć się w misce, leżało na podłodze. Ale spokojnie, udało nam się zrobić małą porcję naleśników. Z lodówki wyciągnąłem bitą śmietanę i Nutellę. Cała ta mieszanka była po prostu deliciós. W jakieś sześć minut wszystko zjedliśmy. Davi pobiegł się ubrać, a ja pozmywałem naczynia i starałem się choć odrobinę ogarnąć syf wokół mnie. Mój syn leżał na kanapie i znowu skakał po kanałach, starając się znaleźć jakąś bajkę.
- Co chcesz dzisiaj robić? - Usiadłem obok niego.
- Chcę cię poznać. Chcę, żebyś ty mnie poznał.
- Co chcesz wiedzieć? - Usiadłem wygodniej i czekałem na wszystkie pytania nurtujące Daviego.
- Czemu nie jesteś z mamą? - Auć. Jak miałem mu wyjaśnić, że jest z wpadki?
- Wiesz... Ja nigdy z twoją mamą nie byłem...
- Mama mówiła, że jestem tutaj przez przypadek...
- To nieprawda! - Skłamałem. - Skoro tutaj jesteś, to znaczy, że musiałem coś czuć do twojej mamusi. Bardzo mi się podobała. - Chłopiec siedział cicho. Przestraszyłem się, że czymś go uraziłem.
- Chciałbym, żebyś z nami mieszkał...
- Wiesz, że to niemożliwe. Jak bardzo bym chciał, twoja mama jest dla mnie obca...
- A ty co chcesz wiedzieć?
- Pomyślmy... Chodzisz do przedszkola?
- Serio chcesz się tego dowiedzieć? - Zaśmiał się. - Chodzę. Wszyscy uważają, że jesteś bardzo zdolnym chłopcem.
- Nie dziwię się. W końcu jesteś moim synem. - Rozczochrałem jego włosy.
- Masz dziewczynę?
- Nie. - Odparłem dość ponurym tonem. - Jakoś nie potrafię znaleźć odpowiedniej.
- Mama na pewno pasowałaby do ciebie.
- A może ty masz jakąś ukochaną? - Starałem się za wszelką cenę zejść             z tematu mnie i Caroliny. Tak. Byłem pewny, że to jej syn. Te blond włosy, łagodny uśmiech... Dziewczyna bardzo mi się podobała. Podejrzewam, że gdybym spotkał ją na ulicy, długo oglądałbym się za nią. Ale skoro wtedy nam nie wyszło... Dlaczego miałoby się to zmienić po prawie pięciu latach? Ze względu na Daviego? Miałoby być to wymuszone uczucie? Nie zrobiłbym tego ani jej, ani synowi.
- Tato, słuchasz mnie? - Blondynek zaczął machać ręką przed moimi oczami.
- Przepraszam, zamyśliłem się. - Zaśmiałem się i mocno go do siebie przytuliłem. Mimo, że znaliśmy się tylko dwa dni, pokochałem go jak... No... W sumie był moim synem, więc po prostu pokochałem go.
- Jest w przedszkolu taka jedna ładna dziewczynka... - Zaczął nieśmiało.
- Nie no, opowiadaj. - Usiadłem po turecku i czekałem na kolejne opowieści Daviego.
- Jest ładna i w ogóle fajnie mi się z nią spędza czas... Lubimy pokopać w piłkę i... i gadamy cały czas o czymś nowym...
- A powiedziałeś się kiedyś o tym?
- Boję się...
- Chcesz, żebym ci pomógł? - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale ono szybko ustąpiło miejsca ogromnej radości.
- Pewnie, że chcę! - Krzyknął i rzucił mi się na szyję.
- A głodny jesteś? - Nawet nie wiem, kiedy minął ten czas. Mógłbym powiedzieć, że minęło kilka minut, a nie pięć godzin.
- Jak wilk. - Uśmiechnął się.
- Co ty masz z tymi wilkami? - Zaśmiałem się. - Jaką kuchnię lubisz? Masz dzisiaj ogromny wybór.
- Włoską. - Odparł z dumą w głosie i pogładził się po brzuchu. - Włoska i japońska najlepsza.
- Przynajmniej dobry gust masz po mnie.
Szybko znalazłem ulotkę mojej ulubionej restauracji włoskiej. Zamówiliśmy multum jedzenia. Jak dla połowy drużyny piłkarskiej. Oczywiście, gdy sprzedawca usłyszał mój głos, od razu przerwał robienie jedzenia dla innych klientów. Po niecałych 20 minutach nasz obiad przyjechał pod dom. Szybko zapłaciłem, dołożyłem trochę napiwku i zaczęliśmy wielkie obżeranie. Piękną chwilę przerwał nam dzwonek do drzwi. A właściwie około 10 dzwonków. Nie musiałem nawet podglądać, kto stoi za drzwiami.
- Raz wystarczy. Nie jestem głuchy. - Odparłem. Patrzyłem lekko poirytowanym wzrokiem na siostrę.
- Widziałam się dzisiaj z Danielem.
- Patrz, ja się z nim dobrą dobę nie widziałem i już do ciebie poleciał... - Nie reagując na moje sarkazmy, minęła mnie i weszła do domu. Przystanęła szybko, gdy zobaczyła Daviego. Byłem pewny, że właśnie w tej kwestii do mnie przyszła. Oczywiście Daniel musiał się wygadać!
- A więc to prawda... - Podszedłem do niej, chwyciłem w pasie i mocno wtuliłem się w nią.
- Rafa, poznaj mojego syna Daviego. Davi, to moja siostra Rafaella.
Blondynek szybko zostawił jedzenie, wytarł ręce w chusteczkę i podbiegł do nas. Podał rękę mojej siostrze, która nie wiedziała jak się zachować. Lekko dźgnąłem ją w bok i szybko się ocknęła. Podała rękę Daviemu.
- Synku, może pójdziesz do siebie? Muszę chwilę porozmawiać z ciocią Rafaellą. - Szybko wykonał moją prośbę. Trochę ogarnąłem salon i usiadłem obok siostry.
- Ciocią?! Czy ciebie do reszty pojebało? Neymar!
- Nie mów tak do mnie. - Odpowiedziałem spokojnie. - Davi jest moim synem, czy ci się to podoba czy nie.
- A może to jakaś laska specjalnie robi. Dla kasy.
- Nie sądzę. Znam jego matkę. - Rafa spojrzała na mnie totalnie zbita z tropu.
- Co proszę?! Czemu jeszcze do niej nie zadzwoniłeś?!
- Była tu. To ona podesłała mi Daviego.
- Ale po co? - Rafa wzięła szklankę ze stołu, napełniła ją wodą i upiła szybko większą część.
- Chce, żebym poznał syna.
- Super. Poznałeś go, więc teraz może do niej wrócić.
- Kurde Rafa ty nic nie rozumiesz? Mam syna. Żył beze mnie prawie pięć lat. Dobrze się stało, że Carolina przysłała go do mnie. Ma prawo poznać ojca. I lepiej, że stało się to teraz, niż gdyby miało się stać za 20 lat, kiedy miałby do mnie pretensje i żale, że uciekłem od nich. A ja nawet nie wiedziałem, że jestem ojcem! To był tylko jeden jedyny raz... - Schowałem głowę w dłonie i wziąłem kilka uspokajających oddechów.
- Co teraz planujesz zrobić?
- Zaopiekować się niem należycie, przez następne cztery dni. - Odparłem z dumą. - Należy mu się. Muszę wynagrodzić mu ten czas, kiedy nie było mnie przy nim.
- Nic zrobić nie mogłeś.
- Mogłem przecież dzwonić co jakiś czas do Caroliny, spotykać się... Kurde cokolwiek. Wykorzystałem ją. Głupio mi teraz, ale taka jest prawda. Dlatego chcę jej pokazać, że może na mnie polegać. Mimo tego, że jestem piłkarzem Dumy Katalonii, może na mnie liczyć.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak wrażenia po "2"? Rozdział pisany na szybkiego, jakoś weny mi brakowało, sorki :/ Dziękuję za ponad 10 komentarzy pod ostatnim postem! Dla tych, którzy nie wiedzą (i tak wszyscy wiedzą xD) Barca wygrała z Athletic Bilbao 3:1 i po raz 27 podniosła Puchar Króla ^^ Jutro mam zawody w nogę, więc jest prawie pewne, że wrócę z nich cała poobijana o obolała xD
Rozdział "3" pojawi się, gdy tutaj zobaczę 10 komentarzy :D
Wiem, że was na to stać!


poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 1

            Moje życie stało się monotonne. Codziennie trening, potem jakiś obiad z przyjaciółmi, wracałem do domu i tam spędzałem popołudnie. Na początku było ciekawie. Zwiedzałem Barcelonę, poznawałem tajniki słynnej tiki-taki. W zaaklimatyzowaniu się pomógł mi mój przyjaciel - Daniel Alves. Miał tak samo zrytą banię jak ja. Poznaliśmy się jeszcze jako dzieci, na jednym z meczów. On, jako prawy obrońca E.C Bahia, miał za zadanie powstrzymywać ataki młodziutkiego, słabiutkiego chłopca. Nikt nie spodziewał się, że przerodzi się to  w prawdziwą przyjaźń.
- Ej no tam był faul! - Krzyknął Dani i rzucił padem.
- Weź się uspokój bo mi chałupę zdemolujesz. - Zaśmiałem się i zatrzymałem grę.
- Chociaż tutaj mogłaby być sprawiedliwość. - Skrzyżował ręce na piersi i strzelił focha.
- Nie ma co się dziwić, że przegrałeś. Grasz przecież Bayernem. Nawet w grze nie mają z nami szans. - Wyszczerzyłem się, przypominając sobie te piękne bramki, które strzeliłem drużynie z Monachium.
- A ty do końca życia będziesz wspominał te trzy bramki?
- Były ładne, to będę wspominał zazdrośniku. - Uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni.
- Ja zazdrosny?! O bramki?! Dzięki mojej obronie, bramki nie wpadały! - Szybko się pobudził i pobiegł za mną.
- A tu już chyba zasługa Marca. - Puściłem do niego oczko i podałem wyciągnięte przed chwilą piwo. Dani sprawnym ruchem odkręcił kapsel i pociągnął długi łyk.
- Może pójdziemy na kompromis... - zaczął. - Ty strzeliłeś ładne bramki, a ja popisałem się w obronie. Zgoda? - Wyciągnął rękę w moim kierunku. Szybko uścisnąłem ją.
- Zgoda. To co, może jakiś mały rewanżyk?
- Ale teraz ja gram Barceloną! - Krzyknął i pobiegł zaklepać sobie drużynę. Westchnąłem głośno i sącząc pomału swojego Redbulla, usiadłem obok niego.
Mój wybór nie zdziwił nikogo. Postanowiliśmy rozegrać finał Ligi Mistrzów. Wybrałem sobie najlepszy skład Starej Damy i zaczęliśmy grać. Już w 21 minucie strzeliłem bramkę Tevezem. To był jakiś znak... Daniel był o wiele lepszym graczem niż ja i bez problemu mógł odebrać mi piłkę, a jednak coś go powstrzymało.
- Ej no graj... Chcesz, żebyśmy w Berlinie przegrali?!
- Co to za dzieciak? - Spytał i ciągle zerkał za moje ramię.
- Jaki znowu dzie... - Faktycznie. Za oknem stało jakieś dziecko. Nie widziało nas, ale już szykowało się do naciśnięcia dzwonka. - Może jakieś ulotki czy coś...
Dźwięk dzwonka nieprzyjemnie rozszedł się po całym mieszkaniu. Podszedłem do drzwi i jednym ruchem otworzyłem je. Przede mną stał malutki blondynek.    Miał może... 5 lat? Miał śliczne brązowe oczka, w których dostrzegłem iskierkę nadziei. Uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Zbierasz na rower, komputer, czy pierścionek dla ukochanej z przedszkola? - Starałem się, żeby mój głos był zimny i stanowczy.
- Mam kasę. - Wyciągnął z kieszeni kilka banknotów.
- No to po co przyszedłeś? - W ogóle nie rozumiałem dzieciaka.
- Chciałem poznać mojego tatę.
- Co ty powiedziałeś?! - Serce waliło mi jak oszalałe. Czy ja dobrze słyszałem? Ten śliczny dzieciak to mój syn?! To niemożliwe!
- Jesteś moim tatusiem. - Przytulił się od mojej nogi. Szybko ogarnąłem, czy       w okolicy nie ma jakiegoś paparazzi. Pchnąłem małego do domu, a sam wyszedłem na podwórko. Za murami mojej posesji stała jakaś kobieta. Przestraszyła się, gdy nasze spojrzenia spotkały się. Speszona wycofała się        i wsiadła do jakiegoś samochodu. Nim zdążyłem dobiec do bramy, auto odjechało z piskiem. Zawiedziony wróciłem do domu. Dzieciak siedział na kanapie i skakał po kanałach. Daniel patrzył na mnie tępym wzrokiem, ale tylko wzruszyłem ramionami.
- Ta pani przed domem, to twoja mama? - Spytałem.
- Tak. Pewnie już pojechała do pracy.
- A gdzie pracuje?
- Nie wiem... Jakoś nie interesuję się tym.
- A czym się interesujesz? - Drążyłem.
- Piłką nożną. Mamusia mówi, że jestem tak dobry jak tatuś. A w przyszłości będę jeszcze lepszy!
- Nie wątpię w to, ale ja nie jestem twoim tatą. - Posmutniałem trochę. Daniel dalej przyglądał się to mi, to dzieciakowi.
- Czekaj czekaj... To twój syn?! - Informacja dotarła do niego po kilku sekundach.
- To niemożliwe... - Schowałem twarz w dłonie. - Ile masz lat?
- W sierpniu kończę cztery. - Powiedział z dumą w głosie.
- Co robiłeś w 2011?
- A skąd ja mam kurwa pamiętać?! - Krzyknąłem. Chłopiec zakrył sobie uszy rękami i zamknął oczy.
Przewróciłem oczami i wziąłem głęboki oddech. Blondynek otworzył pomału oczy. Zobaczył, że nie rozmawiamy, więc "odetkał" sobie uszy i spojrzał na mnie          z wyrzutem.
- Nie wolno tak brzydko mówić.
- Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. - Przyłożyłem dłoń do serca i kiwnąłem delikatnie głową. Mały zaczął się śmiać i skakać. Nie powiem, na mojej twarzy także pojawił się uśmiech. Dzieciak miał jakąś dziwną energię... Biła od niego sympatia, radość, euforia...
-Jak masz na imię?
-Davi.
- A ja Neymar. - Podałem mu rękę i uśmiechnąłem się delikatnie.
A więc miałem syna... Nie mogłem w to uwierzyć. Czy znałem odpowiedź na pytanie Daniela? Oczywiście, że nie. Ale domyślałem się, kim jest matka dziecka. Chciałem od razu, gdy mały zasnął, skontaktować się z nią, ale w głębi serca czułem, że ta przygoda i zabawa w ojca będzie wspaniałym przeżyciem.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak wrażenia po "1"? :D Podoba wam się przebieg akcji? Czy wy też uważacie, że z zabawy w ojcostwo wyniknie coś dobrego?
Dowiecie się tego w następnych rozdziałach. 
Rozdział "2" pojawi się, gdy pod "1" będzie co najmniej 5 komentarzy :D
Nie jest to szantaż, tylko moja prośba o wyrażenie opinii i sprawdzenie, jak bardzo zależy wam, abym dalej pisała :)




sobota, 23 maja 2015

Prolog

                  Jeszcze tylko kilka zdjęć... O jak ja nienawidziłem tych sesji... Jak to możliwe? Zawsze uśmiechnięty pan Neymar, a tu takie wyznanie? Gdyby nie to, że płacili mi prawie 150 tysięcy Euro za jedną sesję, nigdy nawet nie pomyślałbym o pokazaniu gołego tyłka przed obiektywem.
- Dziękujemy! To koniec zdjęć! Neymar, spisałeś się - fotograf uśmiechnął się szeroko. Odwzajemniłem gest. Marzyłem o tym, żeby uciec jak najszybciej z tej sesji. Ale... Mój młodziutki móżdżek musiał oczywiście coś spieprzyć. Nim zdążyłem ubrać się, podeszła do mnie asystentka fotografa. No cóż... Ładna 17-stka, która starała się zaistnieć w świecie mody, reklamy...
Kurcze, kogo ja oszukuję? Była rewelacyjna. Wspaniała figura, duże piersi, piękna twarz i wspaniałe, czerwone usta, które po prostu chciało się całować.
- Hej... - powiedziała niepewnie. Nerwowo poprawiała ciągle spadające pasmo włosów.
- Cześć. Coś się stało?
- Mogłabym... Prosić o zdjęcie? - zatrzepotała rzęsami, a ja poczułem, jak zalewa mnie fala gorąca.
- Dla ciebie wszystko - posłałem jej najszczerszy uśmiech i ubrałem koszulkę.
Kto by pomyślał, że to jedno zdanie odmieni tak diametralnie moje życie? Do tej pory zastanawiam się, jak mogłem dać się ponieść emocjom. Wykorzystałem ją    i dziękuję Bogu, że nie zgłosiła tego na policję. Gdyby media dowiedziały się         o moim... Romansie... Dzisiaj mógłbym być jedynie chłopcem od podawania piłek, a nie podstawowym graczem Dumy Katalonii. Ale i tak muszę przyznać, że dziewczyna porządnie namieszała mi w życiu.
Ale może zacznijmy od początku. Nazywam się Neymar da Silva Santos Junior. Swoją przygodę z piłką zacząłem w jednym z najbardziej znanych klubów            w Brazylii - Santosie. Moim marzeniem było grać na największych stadionach. Dzięki swojej wytrwałości i zaangażowaniu dopiąłem swego. Dziś, gram dla najlepszej drużyny na świecie. Dla FC Barcelony. Tak naprawdę, marketing, udział w reklamach były mi potrzebne, żeby mieć kasę na rozpoczęcie prawdziwego, normalnego życia. I tak było. Do pięknego kwietniowego dnia. Tuż, przed wyjazdem do Berlina.
____________________________________________________________________
Mam nadzieję, że ten dość krótki blog o Neymarze przypadnie wam do gustu :) 
Planuję około 7 rozdziałów :) Wszystkich zainteresowanych blogiem proszę
o wpisanie się do zakładki INFORMOWANI i poinformowanie mnie na Asku :)
Wszystkich fanów Neymara przepraszam za wszelkie niezgodności  
z rzeczywistością.
Nie znam go na tyle dobrze, aby móc pisać o nim prawdziwe historie :D