Drugi dzień się pakował! Szybko zniosłem walizkę, wrzuciłem ją do taksówki i wróciłem po syna. Wziąłem jego plecak i zrobiłem z nim to, co z walizką. Wbiegłem do domu, sprawdziłem wszystko, chwyciłem rogalika leżącego na blacie i szybko zamknąłem za sobą drzwi.
- Na lotnisko poproszę. - Ostatnim tchem udało mi się wymówić prośbę.
Po niecałej godzinie byliśmy na miejscu. Oczywiście spóźniliśmy się, wszyscy czekali na nas.
- Śpiąca królewna zaspała? - Daniel parsknął śmiechem. Spojrzałem na resztę chłopaków. Z trudem powstrzymywali się od wybuchu.
Chwyciłem Daviego za rękę i pociągnąłem do samolotu. Wszelkie stłumione śmiechy ucichły. Słyszałem tylko, jak Luis pogonił chłopaków. Dlaczego tak diametralnie się zmieniłem? Co we mnie wstąpiło?
W Berlinie byliśmy po godzinie 16. Podczas lotu nikt praktycznie się do mnie nie odzywał. No, może z wyjątkiem Leo. On jako jedyny zachowywał powagę. Ponownie poprosił mnie o skupienie podczas jutrzejszego meczu, potem pogadał o rodzinie, Anto i Thiago... Ten to ma farta. Kochająca kobieta, zaplanowany syn, w pełni szczęśliwa familia. A u mnie?
- Pójdziemy na lody? - Davi szarpnął mnie za koszulkę i wyrwał z zamyślenia. Patrzyłem na niego tępym wzrokiem.
- Możesz powtórzyć pytanie?
- Jejku tato ogarnij się... Pójdziemy na lody?
- Jasne...
Dlaczego ten śliczny blondynek stał mi się taki obcy? Dlaczego oderwałem się od normalnego życia?
Całym zespołem poszliśmy do hotelu. Jak zawsze, hotel pięciogwiazdkowy full wypas. Basen, sauna... Wszystko czego sobie zapragniesz.
- Idziemy zaraz na obiad, potem na trening.
- Idźcie sami. - Odparłem oschle.
- Idziemy wszyscy. - Warknął Luis.
- Ja idę z synem na lody. - Spojrzałem mu prosto w oczy. Już wiedział, że walka jest przegrana i zrobię to, co będę chciał. Machnął tylko ręką.
Automatycznie moje mięśnie się rozluźniły. Objąłem Daviego i wyszliśmy z hotelu. Berlin... No cóż... Na pewno nie jest piękniejszy niż Barcelona, ale ma swój urok. Zatrzymaliśmy się przy jednej z budek z lodami.
- Jakie chcesz lody? - Spytałem bez entuzjazmu.
- Mogą być czekoladowe.
- Dwa lody czekoladowe poproszę. - Sprzedawca stał wpatrzony we mnie. Miałem ochotę huknąć mu.
Szybko się ocknął i trzęsącymi się rękoma podał nam zamówienie. Wyciągnąłem z portfela jakieś 100 euro, rzuciłem i odeszliśmy bez słowa. Cała droga tak wyglądała. Milczeliśmy.
***********************************************************************************************
- Davi pospiesz się! - Krzyknąłem na syna. Znowu byliśmy spóźnieni!
Słyszałem jego tupot stóp, ale byłem zajęty pakowaniem się. Odchrząknął raz, potem drugi. Już miałem wydrzeć się na niego, kiedy poczułem jak się rozpływam. Davi stał przede mną w stroju Barcelony, z "11" na plecach. Cała złość, pośpiesz ulotniły się. Podszedłem do syna, kucnąłem obok niego i mocno przytuliłem.
- Daj im popalić. - Szepnął mi do ucha. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej i kiwnąłem delikatnie głową.
- Strzelę dla ciebie bramkę synu. - Pocałowałem go delikatnie w czoło i podałem rękę.
- Gotowy na podbój Berlina?
- Ja tak, a ty? - Kiwnął głową.
- Jak wygrasz, dostaniesz ode mnie prezent.
- Jaki prezent?
- Zobaczysz. - Wyszczerzył się do mnie.
Wyszliśmy z hotelu. Po drodze zabraliśmy Leo i Andresa. Całą drogę do autobusu obmyślaliśmy zabójczą taktykę. Miałem świetny humor. Czy to przez wygląd Daviego? A może entuzjazm z powodu tak ważnego meczu?
Pod stadionem powitały nas tłumy. Jakimś cudem udało mi się niepostrzeżenie oddać Daviego Rafaelli. Mieli miejsca vipowskie, więc wiedziałem, że będę miał na nich oko przez cały mecz. Ach ta moja nadopiekuńczość. Kiedy wchodziliśmy na stadion, udało mi się uszczęśliwić około pięciu osób. Szybko zrobiłem sobie z nimi zdjęcia, dałem im autografy i życzyłem miłego i spokojnego oglądania. Spokojnego... Myśl ta do dziś mnie rozśmiesza. Finał Ligi Mistrzów i spokój...
Gdy weszliśmy do szatni, zdjąłem słuchawki i zacząłem się przebierać.
- Cały rok na to pracowaliście. Wygraliście prawie wszystko... Postarajcie się nie spieprzyć sprawy. Strzelcie szybko pierwszego gola i starajcie się nie stracić bramki. Gra zespołowa. Trio NSM ma pięknie współdziałać. Jasne?
Wszyscy kiwnęli głową. Enrique spojrzał się na mnie. W jego oczach zauważyłem strach, niepewność i zwątpienie. Gdy wszyscy wyszli na rozgrzewkę, zatrzymał mnie przy mojej szafce. Usiadł koło mnie i westchnął głęboko.
- Zmieniłeś się poza boiskiem... Ale nie rób tego na boisku.
- Na boisku zawsze jestem taki sam.
- Nie bądźmy wrogami Neymar. Oboje chcemy tego sukcesu. Ale jeżeli nie zauważę w tobie potencjału, zdejmę cię. Wiesz, że mogę to zrobić.
- Straszysz mnie?
- Motywuję.
Klepnął mnie w ramię i wyszedł z szatni. "Motywuję". Znam zupełnie inne sposoby na motywowanie kogoś, ale to Luis... Jego się nie ogarnie.
Po rozgrzewce wszyscy weszliśmy do tunelu. Czułem jak adrenalina we mnie buzuje. Byłem gotowy zlać wszystkie włoskie dupska.
- Opanuj się. - Szepnął mi na ucho Leo. - Przez swoją pewność siebie wszystko spieprzysz.
- Dzisiaj będę twoim najlepszym partnerem. - Uśmiechnął się delikatnie.
Hymn odegrany, powitanie zespołów było... Czas rozpocząć mecz. Kto by pomyślał, że Juventus tak dobrze gra? Jedyny minus tamtego wieczoru, to fatalny stan murawy. Wszyscy ślizgali się jak po lodowisku. Marzenie Luisa spełniło się. Już w 4 minucie Ivan strzelił piękną bramkę. Oczywiście, że się cieszyłem... Ale to nie było to. Ciągle biegałem za piłką, dryblowałem obrońców, a bramka jakby była zaczarowana! W drugiej połowie Morata strzelił nam bramkę. To było jak kubeł zimnej wody. Cała Barcelona ożywiła się natychmiastowo. Juve nie mogło wyjść spod swojej bramki. Udało nam się. Na jakieś 20 minut przed końcem meczu, Suarez pięknie uderzył i to MY byliśmy bliżej zwycięstwa. A potem... To już był typowy pokaz NSM. Opłacił się mój ciągły pressing. Na kilka sekund przed końcem, dostałem super podanie od Pedro. Nie mogłem tego nie wykorzystać. Posłałem piłkę między nogami Buffona. Nawet nie musiałem oglądać tej bramki. Tuż po strzale pobiegłem pod trybuny. Wzrokiem przeczesywałem każdy rząd, szukając mojej rodziny. Ale nigdzie ich nie było. Strasznie się przestraszyłem...
Ostatni gwizdek sędziego. Tłumy skandujące twoje nazwisko... Marzenie. Ja musiałem swoje spełniać przez 95 minut. Ale było warto.
Pique poleciał po nożyczki, a my zaczęliśmy dziękować zebranym na stadionie kibicom. Duma tak mnie rozpierała... Ale dalej nie wiedziałem, gdzie moja siostra...
Na murawę zaczęły wbiegać rodziny wszystkich piłkarzy, w tym, nareszcie, moja. Davi rzucił mi się na szyję. Pocałowałem go w czoło.
- Obiecałem. A ja obietnicy dotrzymuję. - Szepnąłem. Rafa podeszła do mnie. Ją też pocałowałem.
- Ja też dotrzymuję. - Spojrzałem na niego zdziwiony. - Mój prezent już czeka.
- Co? Gdzie? - Zaśmiałem się.
Wtedy usłyszałem tak znajomy, ale odległy głos... Wszystkie mięśnie od razu napięły się. Odstawiłem Daviego na ziemię. Wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się.
- Cześć Ney.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli, że musieliście tyle czekać... Starałam się napisać ten rozdział najlepiej jak umiałam... Chyba nie jest tak źle... Rozdział szósty, będzie rozdziałem ostatnim. Tak jak obiecałam, ten blog będzie króciutki, ale następny o Marcu będzie dłuuugi :)
Może nawet dłuższy od Ramosa? Wszystko będzie zależało od was :)
Rozdział "6" pojawi się, gdy wybije to 14 komentarzy :)
Świetny :D , szkoda , że już kończysz :/ , napisz jeszcze coś kiedyś o Neymarze :D.
OdpowiedzUsuńCudooo *w*
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że tą niespodzianką będzie Cah :D
Pisz szybko kolejny ;)
SUPEEER <3 Też mi się wydaje, że to była Cah c; Szkoda, że już koniec, krótkoo :(
OdpowiedzUsuńBoski <3 /Zuza
OdpowiedzUsuńNajlepszy! :3 / M.
OdpowiedzUsuńO, mamuniu! CUDO <3
OdpowiedzUsuńŚwietny, :3
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten blog :)
cudo ^^ czekam na next :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze niedługo będzie zakończenie. Blog jest wspaniały. :)
OdpowiedzUsuńCudo
OdpowiedzUsuńOdlot /Kasia
OdpowiedzUsuńSuuper piszesz
OdpowiedzUsuń:) świetny :) czekam na ciąg dalszy pliss
OdpowiedzUsuńno tak o Neyu to tak mało a o innych dużo to nie fair ! a rozdział w 10tkę :) aaa i jestem 14tym komentarzem pisz szybko 6tkę
OdpowiedzUsuń