Przede mną stała piękna blondynka, z długimi nogami. Podświadomość zaczęła płatać mi figle. Tyle pytań zaczęło nasuwać się... "Co ona tu kurwa robi?", "Czemu musi tak pięknie wyglądać?". Rozum zaczął walczyć z podświadomością. "Może byś jej idioto łaskawie odpowiedział?"
- Cześć Cah... - Przełknąłem głośno ślinę. W gardle pojawiła się ogromna gula.
- Gratuluję wygranej. - Uśmiechnęła się. Jak mogła zachowywać taki spokój?!
- Dziękuję w imieniu całego zespołu. - Wygiąłem usta w lekkim uśmiechu.
- Myślę, że powinniśmy porozmawiać.
- Zdecydowanie. Tylko... Daj mi chwilę na ogarnięcie się. - Wskazałem na swoją mokrą od potu koszulkę.
Kiwnęła tylko głową i przytuliła Daviego. Czułem pustkę. Kompletnie nie wiedziałem, jak będzie wyglądała ta rozmowa. Carolina wyprowadziła mojego syna ze stadionu, a ja jak głupi wpatrywałem się jak odchodzą.
- Ziemia do Neya. - Rafa szarpnęła mnie za ramię.Spojrzałem na nią nieprzytomnym wzrokiem.
- Ona mi go zabierze.
- Nie wygląda na taką. Idź się przebierz.
Sztywnym krokiem poszedłem do szatni. Wszyscy wiwatowali, krzyczeli, śpiewali, tylko ja łaziłem jak w zwolnionym tempie. Pierwszy wbiegłem pod prysznic, pierwszy się przebrałem, pierwszy opuściłem zwycięską szatnię. Pamiętam tylko, że tuż przed wyjściem, złapał mnie Leo. Radość emanowała od niego na kilometr.
- Zaraz zaczynamy fetę. Gdzie ty idziesz?
- Carolina przyjechała... - Szepnąłem. Otworzył szeroko oczy i odciągnął mnie na bok.
- Co ona tu robi?
- Tego jeszcze nie wiem... Kurwa Leo... A jak ona zabierze mi Daviego?
- Jesteś dobrym ojcem. Pokaż jej to i tyle. - Delikatnie się uśmiechnął. - A potem świętujemy. To w końcu twoja pierwsza Potrójna Korona.
- Mam nadzieję, że nie wyjdę na kompletnego debila przed nią...
Poklepał mnie po ramieniu i wrócił do chłopaków. Zapiąłem koszulę i skierowałem się ku wyjściu.
Noc w Berlinie była bardzo ciepła. Całe miasto ogarnęli nasi kibice. Wszędzie było słychać hymn Barcelony, krzyki "Viva Barca" albo "Viva MSN". Na mojej twarzy na chwilę zagościł uśmiech. Tylko na chwilę, gdyż pod stadionem, jakby nigdy nic, siedziała Carolina. Na kolanach miała Daviego. Chyba spał, ale byłem za daleko, żeby móc to określić. Zacisnąłem ręce w pięści, aby powstrzymać ich drżenie. Kto by pomyślał, że taki duży chłopiec, piłkarz Barcelony, mógłby bać się kobiety?
- Cześć Cah. - Spojrzałem jej prosto w oczy i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Super wyglądasz.
- Stylówka katalońska. - Zaśmiałem się cicho. - Powinniśmy porozmawiać. - Spoważniałem.
- Nie za bardzo wiem, co zrobić z Davim.
- Ja się tym zajmę. Przepraszam na chwilę. - Odwróciłem się do niej plecami i wybrałem numer do siostry.
Szybko wytłumaczyłem jej sytuację, w której się znalazłem. Bez zbędnej gadki obiecała zaraz się zjawić. Ponownie odwróciłem się do Caroliny i wskazałem na swój telefon.
- Zaraz Rafa zabierze małego do hotelu.
- To będziemy mieli dłuższą chwilę na rozmowę.
Po niecałych dziesięciu minutach, pod stadion podjechała Rafa. Wyglądała, jakby dopiero wstała z łóżka, ale mogłem jej to wybaczyć. Idąc w naszą stronę, prawie potknęła się. Tak, na pewno wyciągnąłem ją z łóżka.
- Dzięki Rafa. - Pocałowałem ją w policzek.
- Dla ciebie wszystko braciszku. - Ziewnęła i przetarła zmęczone oczy.
Carolina odsunęła się trochę od Daviego. Schyliłem się do niego. Od matki mojego syna dzieliło mnie zaledwie kilka centymetrów. Natychmiast do moich nozdrzy dotarł zapach jej perfum. Spojrzałem na nią niepewnie. Nasze spojrzenia skrzyżowały się dosłownie na sekundę. Pierwsza odwróciła głowę. Odchrząknąłem cicho i delikatnie chwyciłem Daviego. Coś mruczał przez sen, przez co na chwilę wywołał u mnie uśmiech. Przeniosłem go szybko do samochodu, ucałowałem ponownie siostrę i syna. Odjechali. Wróciłem do Cah. Podałem jej dłoń i pomogłem wstać.
- Idziemy do jakiejś knajpy czy coś?
- Ney, jest po północy. - Zachichotała.
- Straciłem rachubę czasu... Tu w okolicy jest fajny park. Byłem tam dzisiaj... wczoraj z Davim. Może być?
- Oczywiście.
Skierowaliśmy się do parku. Przez całą drogę szliśmy w kompletnej ciszy, utrzymując stałą odległość między nami. Ciągle mijały nas jakieś pary zakochańców, albo tłumy kibiców. Gdy tylko przechodziły obok nas, zakrywałem twarz kołnierzem koszuli.
- Nikt cię nie pozna. - Prychnęła sarkastycznie.
- Przezorny zawsze ubezpieczony. Siadamy? - Wskazałem ławkę kilka metrów od nas. Cah delikatnie kiwnęła głową.
- Na pewno masz wiele pytań...
- Co ty tu robisz?
- Przyjechałam, bo dowiedziałam się od Daviego, że wyjeżdżacie. Fajnie, że mnie poinformowałeś.
- Jestem jego ojcem i mam takie same prawa do niego jak ty!
- Gdyby nie ja, nigdy byś go nie poznał! Zachowałam w tajemnicy naszą wpadkę, więc powinieneś być wdzięczny!
- I jestem... - Powiedziałem znacznie ciszej niż chciałem.
- Tak więc mogłeś łaskawie zadzwonić, że zabierasz mojego syna do Berlina!
- Nie myślałem wtedy racjonalnie!
- A czy ty w ogóle kiedykolwiek myślałeś?! - Spojrzałem na nią z bólem. Cios poniżej pasa...
- To było chamskie. - Wstałem i już miałem odejść, gdy Carolina chwyciła mnie za rękę.
- Ney przepraszam! - Rzuciła się w moją stronę. - Poniosło mnie, przepraszam.
- Masz rację, nie myślałem wtedy. Powinienem był ci powiedzieć...
- Zmieniłeś się...
- Ostatnio wszyscy mi to powtarzają. - Odpowiedziałem sarkastycznie.
- Stałeś się dojrzalszy... Nie spodziewałam się, że odważysz się zająć synem...
- Taki obowiązek ojca.
- I w ogóle wydoroślałeś... I wyładniałeś... - Zaśmiała się i spojrzała na mnie spod rzęs.
Nagle przysunęła się do mnie tak, że czułem jej ciało na moim. Nasze przyspieszone oddechy zsynchronizowały się. Przełknąłem głośno ślinę i wyciągnąłem powoli dłoń ku jej twarzy. Czekałem na jej reakcję. Gdy moja ręka dotknęła jej gorącego, czerwonego polika, przymknęła oczy. Przysunąłem się jeszcze bliżej i objąłem jej twarz obiema rękami. Nasze usta złączyły się w powolnym, spokojnym pocałunku. Oboje tego chcieliśmy od momentu naszego ponownego spotkania. Delikatnie rozchyliłem jej usta językiem. Zdecydowanie byliśmy dojrzalsi niż przed czterema laty. Nie działaliśmy pod wpływem impulsu, nie był to młodzieńczy pocałunek.
Kiedy oderwałem się od Cah, usta miała napuchnięte, poliki jeszcze bardziej zaczerwienione, a oczy błyszczały jej jak gwiazdy.
- Nie powinniśmy...
- Wiem... Ale nie ukryjemy, że to się stało. Cah... Nie chcę, żebyś zabierała mi Daviego! Kocham go, kocham ciebie... Jako matkę mojego syna... - Dodałem cicho.
- Nie miałam, nie mam i nie będę miała zamiaru zabierać ci Daviego! Dlaczego o tym pomyślałeś?
- Piłkarz nie mający czasu na dziewczyny, a co dopiero na dzieci...
- Jesteś wspaniałym ojcem. - Pocałowała mnie jeszcze raz. - Wracajmy do hotelu.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ostatni rozdział... Tak jak każdy blog, ten też polubiłam :) Na samym początku mówiłam, że będzie on krótki, tak więc nie miejcie do mnie pretensji.
To miał być tydzień z życia szalonego ojca. Mam nadzieję, że historyjka podobała się.
Tak jak zawsze, podziękowania zostawiam na epilog :) Tam też będę miała do was mnóstwo pytań :) Ten tydzień, będzie bardzo ważny, bowiem mam zamiar zakończyć Neymara i zaczął Bartrę :) Trzymajcie kciuki i do zobaczenia... We wtorek? Zobaczymy jak to wyjdzie :D